Jan Blajer – jego historia i podróże „za pracą”
Podróże przodków… Zmiana pracy, możliwość awansu, rozwoju, zdobycia nowych doświadczeń… To wszystko powoduje, że wielu z nas decyduje się dziś na przeprowadzkę.
Czy sto, dwieście, trzysta lat temu było tak samo? Z pewnością tak. Nasi pradziadowie też szukali szczęścia, sukcesów, lepszych zarobków… Pozwólcie, że opowiem Wam jak poszukiwania te wyglądały w przypadku mojego 5xpradziadka. Jan Blajer odbył bowiem wiele podróży w swym życiu.
Zawsze wydawało mi się, że nasi przodkowie, szczególnie Ci bardziej oddaleni w czasie, jeśli w ogóle przemieszczali się, to zwykle do pobliskich wsi, miast czy miasteczek. Tam gdzie była praca, gdzie właśnie działo się coś ciekawego. W historii mojej rodziny jest wiele takich – dość typowych – przeprowadzek. Mój pradziadek, który urodził się w małej miejscowości w pobliżu Łodzi, w pewnym momencie swego życia przeniósł się do tego miasta, ożenił się tam, pracował kilka lat, po czym wrócił w swoje rodzinne strony. Takich historii każdy z nas zna z pewnością co najmniej kilka.
Niektórzy z naszych antenatów przeprowadzali się także na bardzo odległe tereny. Pokonywali kilkaset czy nawet tysiące kilometrów, by w nowym miejscu pozostać już na całą resztę życia – byli to tak zwani koloniści. W XVIII-wiecznej Polsce często zwani „Holendrami”.
Jan Blajer ma jednak zupełnie inną historię… Nie wiem niestety kiedy ani gdzie dokładnie Jan się urodził. Z dostępnych dokumentów wynika, że przyszedł na świat prawdopodobnie między 1775 a 1781 rokiem. W dniu 7 października 1805 roku, Jan ożenił się w Olkuszu z Anną Kanakier – Kautz, wdową. Niestety oryginalne akta stanu cywilnego z tego czasu nie zachowały się. Do dyspozycji mamy tylko tabelę stworzoną w XIX stuleciu na ich podstawie. Wynika z niej, że Jan w dniu ślubu miał 24 lata, a Anna była od niego o 4 lata starsza. Swiadkami tej uroczystości byli Michał Tranik / Franik – assesor i Carl Sechtling – bergmann czyli po prostu po niemiecku – górnik. Obaj określeni są także jako „Cives de Olkusz” czyli obywatele miasta Olkusz. Niestety tabela nie daje nam odpowiedzi na pytanie skąd pochodził Jan.

Ciekawą jest jeszcze jedna sprawa. Być może był to zwykły bład pisarza, ale zwróciłam uwagę na „zatarcie” w rubryce religia… Czy Jan był katolikiem czy protestantem? A dokładniej zadając pytanie: czy był protestantem, który przeszedł na katolicyzm? Zatarcie i niezrozumiała dla mnie cyfra „9” mogą na to wskazywać… Ale pewności nie mam.
Mogę być natomiast prawie pewna, że Jan nie urodził się w Olkuszu. Nie ma w tamtejszych księgach śladu jego urodzenia, nie jest w nich wcześniej wspomniany ani on, ani nikt inny o nazwisku Blajer / Bleier / Blaier. Muszę bowiem dodać, że nazwisko to w XIX wieku zapisywane było na różne sposoby. Spotkałam się nawet z wersją Pleier. Pierwszy, stuprocentowo pewny fakt z życia Jana to ten, że na początku XIX stulecia pracował on w Olkuszu jako górnik, bądź wykonywał pracę z górnictwem związaną. Olkusz od czasów, można by rzec pradawnych, był ważnym ośrodkiem wydobycia rud srebra i galmanu. Prace archeologiczne potwierdzają, że początki eksploatacji złóż miały tam miejsce już w VIII wieku p.n.e!
Co do pochodzenia Jana mam dwie teorie. Pierwsza możliwość to: Jan przybył do Olkusza z terenów Sląska gdzie przemysł górniczy rozwijał się już od połowy XVIII wieku. Ta wersja mogłaby potwierdzać ewentualną zmianę wyznania. Protestantów było przecież na Sląsku sporo. Przybywając do Olkusza i żeniąc się z katoliczką, Jan mógł zmienić wyznanie. Takich przypadków w tamtych czasach było sporo.
Druga teoria zakłada, że Jan pochodził z Małopolski. Od XVI stulecia, między innymi w okolicach Łańcuta, występuje tam nazwisko Blajer (dawni osadnicy z terenów obecnych Niemiec). Rodzina Jana mogła pochodzić z tamtych terenów, a sam Jan, zanim przybył do Olkusza, mógł doskonalić się w górniczym fachu np. w Wieliczce lub Bochni. Być może przybył do Olkusza w poszukiwaniu lepszej czy ciekawszej pracy. Wtedy zamazania w rubryce „religia” byłyby przypadkowe.
Gdziekolwiek Jan urodził się, jedną z pierwszych podróży w jego życiu była ta do Olkusza.
Krótko po ślubie Jan i Anna udali się w kolejną podróż. Przez długi czas nic o niej nie wiedziałam, a fakt jej odbycia odkryłam w następujący sposób. W 1825 roku syn Jana i Anny, Piotr Blajer, ożenił się w Starym Korczynie z panną Marianną Sitnicką, córką miejscowego nauczyciela, Franciszka Sitnickiego. Ponieważ szukając informacji o Blajerach, nie byłam w stanie nigdzie odnaleźć aktu urodzenia Piotra (nie znalazłam go ani w Olkuszu, ani w Korczynie, ani w okolicznych miejscowościach), napisałam w tej sprawie do Archiwum Państwowego w Kielcach.
Zwróciłam się z prośbą do pracowników tamtejszej kancelarii o odnalezienie alegat załączonych do aktu ślubu Piotra i Marianny. Dla nie-genealogów słowo wyjaśnienia: alegatami nazywamy dokumenty, które para młoda musiała przedłożyć w celu zawarcia związku małżeńskiego. Mogł być to np. akt urodzenia czy akt znania o stanie wolnym. Alegaty to jeden z wymogów wprowadzonych przez tzw. Kodeks Napoleona (o Kodeksie wspominałam już we wcześniejszym wpisie o Szymonie Błachowiczu).
Sympatyczni pracownicy kieleckiego archiwum odnaleźli i przesłali mi dokumenty młodej pary. Dzięki nim odkryłam dwie istotne rzeczy. Po pierwsze – moja 4xprababcia Marianna Sitnicka-Blajer, sama podpisywała się pod wszystkimi aktami. To znaczy umiała pisać i czytać! Tak samo jak jej mama, czyli moja 5xprababcia Agnieszka Sitnicka! Przypuszczam, że Marianna umiejętność tę zawdzięczała swemu ojcu – nauczycielowi. Chociaż skoro jej Mama również były piśmienna, także ona mogła zadbać o edukację córki. Tak czy inaczej jestem bardzo dumna z moich przodkiń :-).
Druga – ważna dla tej historii i jeszcze ciekawsza rzecz, którą odkryłam dzięki alegatom; Piotr Blajer urodził się w 1807 roku w Poszorycie, w – jak zapisano w akcie – Galicji Austryjackiej!

Było to dla mnie ogromne zaskoczenie! Poszorytta, obecnie znajdująca się na terenie Rumunii (współczesna nazwa miasta to Pojorata) jest oddalona o ok. 600 kilometrów od Olkusza! Pewnie co najmniej dwa, trzy tygodnie podróży przez Kraków, Przemyśl, Kołomyję… Dlaczego Piotr urodził się właśnie tam?
Alegata dały mi odpowiedź i na to pytanie. Jan, bohater tej opowieści, a ojciec Piotra, pracował w owym czasie właśnie Poszorycie. W metryce syna jest określony jako „C.K. Metalurg”. Po Olkuszu, Poszorytta była więc kolejnym krokiem w jego zawodowym życiu. Natychmiast zaczęłam poszukiwać informacji o polskich górnikach-emigrantach na terenach Bukowiny. Okazało się, że już w 1792 roku około 20 górniczych rodzin z Bochni i Wieliczki udało się do Kaczyki, gdzie w owym czasie uruchamiano kopalnie soli. Kaczyki i Poszorytte dzieli ok. 50 km. W następnych 20-30 latach miały miejsce kolejne migracje polskich górników (m.in. górale czadeccy) na te tereny. Jako że zarówno południe Polski jak i Bukowina przynależały w tym czasie do Cesarstwa Austro-Węgierskiego – chociaż bardzo odległe – były to jednak podróże w ramach tego samego państwa.
600 kilometrów w nieznane… Myślę, że Jan i Anna musieli być odważnymi ludźmi. Być może znali kogoś, kto wcześniej, z pierwszą grupą osadników, udał się do Bukowiny, może ktoś ich do tego kroku zachęcał… Może urzędnicy cesarscy oferowali jakieś specjalne warunki dla wszystkich profesjonalistów aby zachęcić ich do podróży i podjęcia pracy w nowym miejscu? A może po prostu ciekawi świata i z nadzieją na lepsze życie ruszyli w drogę…
Do tej pory w okolicach rumuńskiej Suczawy mieszka liczna grupa potomków polskich imigrantów. Kultywują oni polską tradycję, w domach mówią po polsku i wspominają swoich przodków górników.
W Poszorycie na świat przyszedł także drugi syn Jana i Anny – Józef, który także w przyszłosci kontynuował rodzinną tradycję i został górnikiem. Jan z rodziną, po około 11 latach na obczyźnie, postanowił wrócić do Polski. Przypuszczam, że miało to miejsce w 1818 roku. Z tego bowiem roku pochodzi odpis aktu chrztu Piotra z poszoryckiej parafii. Opuszczając Bukowinę rodzina zadbała by zabrać ze sobą wszelkie niezbędne w dalszym życiu dokumenty. Co spowodowało powrót do Polski? Czy tęsknota za krajem, za rodziną? Czy chęć zmiany, może informacja o możliwości podjęcia innej, bardziej atrakcyjnej pracy? Tego pewnie nigdy nie będę wiedzieć na pewno… Kolejna podróż przodków… Kolejne 600 kilometrów, tym razem z powrotem…
Tak jak wspominałam wcześniej, w 1825 roku rodzina Blajerów znowu była w Polsce. Tym razem Blajerowie osiedlili się w Czarkowych nad Nidą, w parafii Stary Korczyn.
Jan według zapisu w akcie ślubu swojego syna, był wtedy „sztygarem (steiger) przy miejscowej fabryce siarczanej”. Piotr natomiast określony jest jako górnik. Zakład wydobycia siarki funkcjonował w Czarkowych z przerwami od 1795 do 1920 roku. W 1825 roku kopalnia o nazwie „Opatrzność Boska” eksploatowała – najpierw metodą odkrywkową, a potem także głębinową, za pomocą sztolni i szybików – miejscowe złoża siarki. Na miejscu siarka ta była także wstępnie obrabiana. Potem wykorzystywana była do produkcji prochu.
Być może to właśnie Jan jako sztygar nadzorował budowę i zabezpieczenia owych szybów i sztolni… Doświadczenie miał zdecydowanie wystarczające… A wiedzę swą przekazywał z pewnością swoim synom.
Jan Blajer zmarł kilka lat później, w lutym 1831 roku, we wsi Biesak pod Kielcami. Kolejna miejscowość, kolejna przeprowadzka, kolejna podróż… Co robił Jan w Biesaku? Dlaczego skierował się właśnie tam? Czarkowy i Kielce dzieli nieduża odległość, ok. 70 kilometrów. Ale dlaczego Jan, mając pracę, powiedzielibyśmy dziś – kierownicze stanowisko – znów ruszył w nowe miejsce? Syn Piotr pozostał z rodziną w Czarkowych… Wydaje się, że w podróży pod Kielce towarzyszył mu tylko drugi syn Józef.
A zatem Biesak. Obecnie na terenach tej wsi znajduje się rezerwat przyrody Biesak – Białogony, gdzie podziwiać możemy odsłonięte piaskowce i mułowce, powstałe w epokach ordowiku i kambru. Prezentują one wiele ciekawych zjawisk tektonicznych; kształty skał, złożony system uskoków czy lustra tektoniczne. Jest to część Swietokrzyskiego Szlaku Archeo-Geologicznego.
Czy pojawienie się rodziny w tym rejonie miało coś wspólnego z eksploatacją kamieniołomu? Możliwym jest, że to iły i kwarce sprowadziły Blajerów pod Kielce… Czy Jan otrzymał intratną propozyję kolejnej pracy?
Mogło tak być. Ale znajduję też inne wytłumaczenie tej sytuacji. Od końca 1830 roku mieszkańcy Kielc aktywnie brali udział w powstaniu listopadowym. Kieleccy rzemieślnicy zgodnie z poleceniem ówczesnego prezydenta tego miasta, Dominika Wójcikowskiego, zajęli się wyrobem broni. I właśnie we wsi Białogon, graniczącej z Biesakiem, na przełomie1830 i 1831 roku rozpoczęła się produkcja karabinów skałkowych, dział oraz pocisków do nich. Wszystko dla gwardii ruchomej oraz 2 i 4 Pułku Krakusów, dla uczestników Powstania. Oczywiście siarka i proch były też w tej produkcji wykorzystywane. Potrzeba było także specjalistów od obróbki czy wytopu metali. C.K. Metalurg z dużym doświadczeniem z pewnością byłby tam potrzebny.
Czy jest zatem możliwe, że Jan (wraz z synem Józefem, który niestety krótko po przybyciu do Biesaka w kieleckiej katedrze zgłaszał śmierć ojca) przybył pod Kielce by wziąźć udział w tym, jakże istotnym, patriotycznym czynie? Całkiem możliwe, ale pewności nie mam. Chociaż jeszcze jeden fakt na to wskazuje. Po dość krótkim czasie, który pokrywa się z momentem upadku powstania listopadowego, Józef opuścił Biesak i przeniósł się w okolice Skalbmierza. Tam też w 1837 roku, zmarła Anna Kanakier-Blajer, żona Jana. Pobyt rodziny w okolicach Kielc można uznać zatem za epizodyczny i pokrywający się czasowo, a zatem prawdopodobnie związany, z Powstaniem Listopadowym.
Synowie Jana, Piotr i Józef, również często przeprowadzali się. Mój bezpośredni przodek Piotr pomiędzy 1836 a 1840 roku z Czarkowych przeniósł się z rodziną do Bolesławia, a pod koniec życia do wsi Starczynów. Starczynów to obecnie dzielnica Bukowna, ale w tamtych czasach miejscowość ta administracyjnie należała do Olkusza.
Historia rodziny zatoczyła więc symboliczne koło; Olkusz – Poszorytta – Czarkowy – Biesak – Bolesław – Olkusz.
Takie są właśnie dzieje Jana Blajera i jego rodziny. Często zastanawiam się nad losami tych kilku moich przodków… Co czuli gdy wybierali się w kolejną drogę? Czy był to ich osobisty, wolny wybór czy raczej sytuacja życiowa ich do tych podróży zmuszała? Czasem myślę, że coś z tej podróżniczej natury moich przodków pozostało w naszych rodzinnych genach do dziś. Ja też już kilka razy w życiu przeprowadzałam się… Podróże przodków są mi zatem bardzo bliskie…
2 komentarze
ciekawy
Fajne historie rodziny, a ile wkładu pracy z Pani strony aby do tego dotrzeć i ujmująco opisac…. brawo – ciekawy
Elzbieta
Dziękuję za miły komentarz!